niedziela, 25 września 2016

Odżywka Soin Booster de Couleur Cholocolat - Jean Louis David

Odżywkę Soin Booster Chocolat kupiłam ładnych kilka miesięcy temu. Używałam ją jednak tylko kilkakrotnie i jak na razie nie zużyłam nawet połowy. Mimo wszystko chciałam się podzielić moimi spostrzeżeniami.

Wg zaleceń producenta odżywka nadaje się do włosów farbowanych i naturalnych dodając im intensywności i połysku. Nakłada się ją na umyte, osuszone włosy po czym należy spłukać.

Odżywkę nakłada się rękawiczkami, gdyż bardzo mocno barwi włosy (i skórę głowy - podobnie jak farby). Po spłukaniu włosy rzeczywiście są odżywione i lśniące. Ich kolor, w moim przypadku nabiera pięknego odcieniu miedzi. Efekt utrzymuje się do kilku dni.

Nie należy stosować tej odżywki jako zamiennika farby czy szamponu koloryzującego chociaż nie da się ukryć, że pozwoli nam przetrwać dodatkowe kilka dni bez wizyty u fryzjera.

A teraz największa wada tego produktu. Dla mnie jak na razie jedyna, ale tak gigantyczna, że nikomu nie poleciłabym uwzględnienia tej odżywki w swojej liście zakupowej.

Na opakowaniu wprawdzie pisze, że odżywkę Soin Booster Chocolat należy nakładać w rękawiczkach. Nie pisze jednak, że przez kolejne kilka dni należy również myć włosy używając rękawiczek. Jeśli tego nie zrobimy, nasze dłonie przybiorą na ok tydzień piękny marchewkowy odcień. I wcale nie wygląda to dobrze!

Za każdym razem gdy nałożę tą odżywkę na włosy jestem zachwycona ich wyglądem. Jednak za każdym razem boję się, żeby przez jakiś przypadek losu (np. deszcz gdy nie mam ze sobą parasola) moja skóra i ubranie nie zostały zafarbowane.

Denerwuje mnie także używanie rękawiczek do mycia głowy - gdyż jest to po prostu niewygodne.

niedziela, 18 września 2016

Clean-On 2 Step Nose Pack - Skin79

Kolejna maseczka firmy Skin79 - z żółwikiem. Ma za zadanie oczyścić pory nosa i uregulować wydzielanie sebum. Nadaje się do każdego rodzaju skóry.




Maseczkę nakłada się w dwóch etapach:
KROK 1 to maseczka peel off zawierająca sproszkowany węgiel, który absorbuje zanieczyszczenia i usuwa zaskórniki.
KROK 2 to kojąca, hydrożelowa maseczka peel off.

Pierwszy (czarny) plaster nakłada się na zwilżony tonikiem nos. I tu było pierwsze zaskoczenie. Plaster początkowo w ogóle nie chciał się przykleić.

Na szczęście w na opakowaniu było napisane, że można go (plasterek:) nawilżyć wacikiem. To pomogło. Plater przykleił się dzięki temu bez problemu i mocno trzymał.




Plaster mocno stwardniał i po ponad 10 min został przeze mnie ściągnięty. Muszę przyznać, że efekt był dobry. Część zaskórników ładnie zeszła z nosa, który pozostał lekko podrażniony i zaczerwieniony (nie było to jednak mocne podrażnienie). Na nosie zostało niewiele czarnych zabrudzeń, które bez problemu udało się usunąć.

Nałożyłam kolejny (biały), kojący plaster. Ten udało przykleić się do nosa od razu. Bardzo ładnie nawilżył i ukoił podrażniony nos.






Jest to produkt przyjemny w stosowaniu a efekty jego działania widoczne. Z czystym sercem mogę go więc polecić. Cena jednego zabiegu wydaje mi się jednak stosunkowo droga, gdyż koszt maseczki to ok 10 zł

niedziela, 11 września 2016

Dodo Cat Glow Cushion BB - Holika Holika

Krem BB Dodo Cat kupiłam głównie ze względu na jego opakowanie - uznałam, że jest cudne! A malutka kocia łapka z warstwą rozświetlającą w środku tylko pogłębiła moje przekonanie, że chce ten krem mieć.

Kolejną rzeczą, która mnie do niego przekonała, jest kompaktowe opakowanie. Bardzo wygodne do korzystania w pracy (gąbeczka do nakładania) oraz super wygodne do noszenia w torebce.

Krem posiada dwie strefy: warstwę kryjąco - nawilżającą oraz warstwę rozświetlającą (w kształcie kociej łapki). Początkowo korzystałam z nich osobno rozjaśniając sobie np. okolice oczu. Po jakimś czasie używania moja kocia łapka prawie zanikła przybierając barwę reszty kremu więc aplikuję go już tylko gąbeczką.

Krem Dodo Cat Glow Cushion BB  należy aplikować na skórę za pomocą dołączonej gąbeczki delikatnie wklepując i równomiernie rozcierając na całej twarzy. W celu uzyskania większego efektu rozświetlenia należy aplikować tylko rozświetlacz w miejsca, które dodatkowego rozświetlenia potrzebują. Ja rozprowadzałam go pomocą palca serdecznego głównie pod oczami.

Często korzystam z kremów BB ale zawsze było dla mnie problemem, poprawienie czy nałożenie kolnej warstwy kremu poza domem i zrobienia tego tak, żeby się tym nie pobrudzić (albo przynajmniej się tego nie bać). Ten krem rozwiązał problem. Używam go od kilku miesięcy (muszę przyznać że nie codziennie). Nigdy mi się nie wylał, gąbka nie "zniszczyła" a nakładanie go jest bardzo proste i przyjemne.

Jako jego niewątpliwą zaletę należy uznać wysoki filtr przeciwsłoneczny SPF50PA+++ oraz dodatek olejku arganowego. Krem ma lekką konsystencję i nie zatyka porów.

Opakowanie zawiera też lusterko, z którego ja nie korzystam, ale oczywiście zapisuje to do jego zalet.

Obawiałam się, że krem nie starczy na długo, ale te obawy się nie sprawdziły.

Teraz minusy - Jest kilka. Niewątpliwie jednym z nich jest cena. Ja zapłaciłam za niego ok 120 zł co nie jest małą kwotą jak na krem BB.

Krem też troszkę rozjaśnia i mocno rozświetla twarz. Nie jest to wada zimą. Ale może przeszkadzać, gdy skóra twarzy jest mocno opalona.

Podsumowując:
Wady:
  • duża cena, 
  • mocno rozświetlona (świecąca się, pojaśniała twarz)  
Zalety:
  • ładne opakowanie,
  • lusterko,
  • wysoki filtr przeciwsłoneczny SPF50PA+++,
  • dodatek oleju arganowego,
  • lekka konsystencja,
  • roświetlacz

wtorek, 6 września 2016

Baza peel off - malujesz i zdejmujesz - Miss sporty

O nowej bazie miss sporty dowiedziałam się w połowie wakacji - tuż przed wyjazdem na urlop. Sam pomysł uznałam za wyśmienity. W końcu ograniczał mi bagaż o zmywacz do paznokci (w znacznie większym opakowaniu). No i co za wygoda! Koniec z rzucanymi w myślach wulgaryzmami na niezmywający się lakier oraz wysuszoną od niego skórę. Maluje bazą, kładę lakier, utwardzacz i po krzyku!

Miało być tak pięknie!

Pokładane w bazie nadzieje okazały się złudne. Baza przy nałożeniu jest śnieżno biała, a po chwili robi się transparentna. Niestety bardzo ciężko ją rozprowadzić równomiernie, w związku z czym spływa czasami na jedną stronę paznokcia robiąc zgrubienie, które już nie zmienia swojej barwy.

Po nałożeniu lakieru baza zachowywała się... dziwnie i nieoczekiwanie. Raz schodziła z lakierem w całości, raz zaczynała się kruszyć i trzeba było ją zmywać lakierem bo w żaden inny sposób nie mogłam się pozbyć lakieru z paznokci (musiałabym chyba szorować je pumeksem).

Bazę peel off na pewno zużyję do końca (nie lubię wyrzucać rzeczy) ale raczej nie kupię jej po raz kolejny! Bardzo zawiodła moje, pokładane w niej nadzieje.

Holika Holika Sleek Egg skin peeling (white)

Peeling Sleek egg skin jest kolejnym produktem koreańskim, który kupiłam, gdyż zaskoczyło i rozbawiło mnie jego opakowanie. Niby nie ocenia się książki po okładce ale..... Oprawa kosmetyków jest istotnym elementem którym się kieruje przy ich zakupie.

Peeling absorbuje sebum ze skóry, oczyszcza pory, przeciwdziała powstawaniu wypryskom oraz zaskórnikom. Nie narusza naturalnego warstwy lipidowej skóry. Tyle teoria. A jak się sprawdził w praktyce?

Opakowanie, jest cudaczne, ale używa się go dość wygodnie wyciskając produkt z "żółtka". Zapach jest bardzo delikatny i przeuroczy. Skóra po użyciu peelingu jest mięciutka i przyjemna w dotyku. Wydaje się rzeczywiście być oczyszczona. Peeling jest dość delikatny, ale muszę przyznać, że to jeden z najlepszych peelingów jakie kiedykolwiek miałam. Nie podrażnia też mojej delikatnej, atopowej skóry a to ogromna zaleta.

Na początku zaskoczyła mnie jego konsystencja (gęstszego mydła w płynie) ale bardzo dobrze się go dzięki temu nakłada na twarz i ją masuje. 

Sleek Egg skin peeling  jest dość drogi (prawie 50 zł), chociaż porównując z ceną innych peelingów koreańskich, które widziałam, nie jest to cena bardzo wygórowana.

Czy go kupię kolejny raz? Nie wiem! Jeśli nie znajdę innego peelingu, bardziej odpowiedniego dla mojej cery to zapewne tak (pokładam w tym względzie dużą wiarę w produkty azjatyckie).


niedziela, 4 września 2016

Pore Bubble Cleansing Mask - SKIN79

Zaledwie dwa dni temu przez zupełny przypadek natknęłam się na recenzję  maski w płachcie Pore Bubble Cleansing i zapragnęłam wypróbować ją sama. Wczoraj rano zaglądając do mojej ulubionej drogerii zobaczyłam ją na półce i od razu kupiłam dwa opakowania.

Według producenta jest to pierwsza maska na rynku polskim, która zapewnia efekt masażu. Dzięki pęcherzykom powietrza wchodzi głęboko w pory i je oczyszcza. Silnie nawilża i ujędrnia skórę.

Muszę się tu przyznać, że maski tego typu zawsze wydawały mi się stratą pieniędzy. Było tak do czasu, gdy przeczytałam "Sekrety urody Koreanek" i postanowiłam przynajmniej spróbować ich użyć. Już przed lekturą tej książki byłam zakochana w koreańskich kosmetykach. Po wypróbowaniu masek w płachcie stałam się ich wielką fanką i wielką zwolenniczką. Na prawdę nie wiele było takich, które mi w jakiś sposób nie odpowiadały.

Maski w płachcie zdecydowanie są warte swojej ceny ponieważ efekty po  ich użyciu są zachwycające.

Maska Pore Bubble Cleansing jest nietypowa. Pierwszy raz spotkałam się z maską w kolorze czarnym. Po raz pierwszy też zanim udało mi się ją dobrze nałożyć na twarz - zaczęła się pienić i pienić i pienić...

Można się poczuć jakby się miało twarz zanurzoną w pianie podczas kąpieli. Uczucie jest dziwne, szczególnie że po kilku minutach piany jest na tyle dużo że zasłania usta (zdziwiłam się, jak próbując coś powiedzieć najadłam się piany) i opada w kierunku oczu. Piana lekko "bąbelkuje" i  pod koniec czułam się tak, jakbym miała twarz opatuloną grubym, przyjemnym materiałem (piany było naprawdę dużo).

Po ściągnięciu maski cała twarz pozostała w pianie, którą trzeba dobrze spłukać. Nie mogę powiedzieć, żeby moja skóra była bardzo nawilżona ale wydawała się za to dobrze oczyszczona i wyglądała naprawdę ładnie.
Uwaga! można się przestraszyć! :-)



Dopisek: z 16/10/2016: Po którymś z kolei użyciu tej maski, nie będę jednak do niej ponownie wracać. To jedyna maska w płachcie z wszystkich które używałam do tej pory, która delikatnie podrażnia moją skórę. Delikatnie - ale jednak podrażnienie niestety jest! Tak więc "wrażliwcom" jednak nie polecam!

sobota, 3 września 2016

Black Snail All-in-One Cream (Krem do twarzy ze śluzem ślimaka) - Mizon

Gdy pierwszy raz usłyszałam o kremie ze śluzem ślimaka - osłupiałam! Wpierw wydawało mi się to obrzydliwe, później gdy zaczęłam zgłębiać temat, zaczęło mi się to wydawać fascynujące.

Krem zawiera 90% śluzu ślimaka afrykańskiego oraz kompozycję ekstraktów roślinnych. Rozjaśnia blizny, redukuje zmarszczki i ułatwia regenerację. Głęboko odżywia i nawilża skórę. Tyle wiemy z wiadomości na ulotce.

Wyczytałam, że to krem zawierający największy procent ze śluzu ślimaka dostępny na rynku. Zwariowałam i postanowiłam, że muszę go kupić! Koszt to niecałe 100 zł. Nie jest więc mały. Ale ponieważ wszędzie słyszałam świetne opinie na temat tego kremu i w ogóle kosmetyków koreańskich - postanowiłam zaryzykować.

Mój zachwyt tym kremem sprawił, że namówiłam na niego obie siostry oraz przyjaciółkę.

Krem ma bardzo lekką konsystencję, wchłania się prawie od razu. Jest też bardzo wydajny. Zapach jest bardzo delikatny - prawie niewyczuwalny.

No i teraz muszę się do czegoś przyznać. Na początku byłam nim zachwycona, później bardzo mocno zawiedziona i zawstydzona, że poleciłam go bliskim mi osobom. Teraz, gdy prawie już skończyłam słoiczek jestem raczej... niezdecydowana.

Jak już pisałam, krem bardzo szybko się wchłania i jest bardzo lekki. Jest to jego duża zaleta, ale dla mojej twarzy jest to też wada - krem jest za słaby. Muszę dodatkowo stosować serum a po chwili inny krem, gdyż bez tych zabiegów skórę mam suchą i spierzchniętą. Po krótkim czasie używania nie widziałam żadnych rezultatów na mojej twarzy. Teraz wydaje mi się, że skóra jest lepsza, ale cóż... po opisie tego kremu spodziewałam się spektakularnych efektów, a tych nie widać.

Czy go kupię ponownie? Na pewno nie! Muszę poszukać kosmetyku bardziej nawilżającego i dającego większy komfort. Z drugiej strony mam też świadomość, że jeśli ktoś ma cerę raczej tłustą czy normalną ten krem może się sprawdzić rewelacyjnie.

czwartek, 1 września 2016

Spray do włosów i ciała VIVID VITAMINS - Natura Siberica

Muszę się do czegoś przyznać. Uwielbiam kupować i testować kosmetyki. Od kilki miesięcy sprawia mi to szczególną przyjemność i za radą koleżanki postanowiłam się dzielić moimi przemyśleniami. Będą to moje subiektywne opinie ale mam nadzieję, że może komuś się przydadzą.

Zacznę od sprayu do ciała i włosów Vivid Vitamins z Natura Siberica. Muszę się przyznać, że mam coś w sobie ze sroki i do zakupu skłoniły mnie głównie drobinki brokatu oraz piękny, słoneczny kolor kosmetyku. Dodatkowo wyczytałam, że spray idealnie nadaje się do cery suchej gdyż odżywia i nawilża. Do zalet należy dodać, że nie zawiera SLS, parabenów, syntetycznych ekstraktów i barwników.

I na tym chyba koniec jego zalet. Atomizer, często mi się zapychał i pryskał płynem wszędzie, tylko nie tam gdzie potrzebowałam. Na włosach nie widziałam żadnego efektu po jego zastosowaniu. Na skórze, również efekt był żaden. Produkt miał nawilżać i odżywiać a ja musiałam go używać z balsamami, gdyż po nałożeniu samego sprayu skórę miałam wysuszoną i miałam wrażenie jakbym nic na nią nie nałożyła.

Uparłam się, żeby zużyć ten kosmetyk do końca i prawie mi się to już udało. Nie mogę go jednak polecić osobom posiadającym suchą skórę, gdyż nie daje naprawdę żadnego efektu. Nie jest to produkt, do którego wrócę. Uważam również, że nie był warty swojej ceny.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...