sobota, 2 maja 2020

Hydrolat z malin - La-Le

Hydrolatów używam od wielu lat. Mam swoje ulubione: z róży damasceńskiej oraz z neroli. Zawsze kupuje je w tym samym sklepie internetowym i używam codziennie. Tym razem postanowiłam spróbować czegoś nowego. Poszłam za ciosem i przy kolejnym zamówieniu kosmetyków z La-Le, do koszyczka załapał się też hydrolat z malin. 

Hydrolat jest umieszczony w szklanej butelce z atomizerem. I tu pierwszy zawód. Atomizer delikatnie mówiąc jest słaby. W miarę szybko przelałam więc hydrolat z fajnej, wykonanej z ciemnego szkła butelki, do zwykłej plastikowej, za to po najlepszej mgiełce do twarzy jaką kiedykolwiek miałam, i zdecydowanie z najlepszym atomizerem z jakim się spotkałam - do butelki po nawadniającej mgiełce do twarzy z Lumene.  Dzięki temu zabiegowi byłam w stanie spokojnie używać hydrolatu z La-Le bez ciągłej frustracji na jakość opakowania produktu. 

Na początku hydrolat bardzo mi pasował. Pachniał herbatą z liści malin. Bardzo naturalnie. Niestety stosunkowo dość szybko zapach zaczął przypominać ocet i śmierdzieć mocno i intensywnie. Chyba więc po raz pierwszy od wielu lat używania hydrolatów, jakiś mi się zepsuł... Nie wiem z czego to wynika, ale jestem mocno zawiedziona. Ponieważ lubię tą firmę, postanowiłam kupić kolejny hydrolat - tym razem z pszenicy samopszy. Przetestuje i na pewno dam znać w nadchodzących tygodniach jak się sprawdził. 
Inne opisywane przeze mnie kosmetyki z La-Le:

2 komentarze:

  1. Niektóre produkty nie lubią światła. Jeżeli plastikowa buteleczka przepuszczała więcej światła to mogło to spowodować szybsze zepsucie hydrolatu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hydrolat trzymałam w łazience. Tam jest ciemno. Ale oczywiście to mogło mieć wpływ. Niestety z zepsutym atomizerem stare opakowanie nie nadawało się do użycia.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...