Od dawna chodzi za mną myśl, żeby napisać post o tym, które kosmetyki na dłużej zagościły na moich szafkach. Zarówno o tych, których używam stale jak i o tych, do których regularnie wracam.
Na początku peelingi.
Jeśli chodzi o peeling do twarzy, to jestem uzależniona od Vita Lemon Sparklin peeling gel z firmy Mizon. Dziś wiem, że efekt, który opisuje w poście o tym peelingu to nie schodząca dzięki peelingowi skóra a celuloza znajdująca się w składzie kosmetyku. Ale i tak wciąż go kocham i nie znalazłam jak na razie niczego lepszego.
Moim kolejnym ulubieńcem jest Cukrowy peeling do ciała z olejem arganowym ze Starej Mydlarni. Ten peeling jest stosunkowo nowym odkryciem. Jednak zużyłam już kilka opakowań i wciąż go uwielbiam. Używam go kilka razy w tygodniu wraz ze szczotką do masażu.
Szampony w kostce z Lush opisałam dopiero w tym roku, ale używam ich od wielu, wielu lat. Za każdym razem jak jestem za granicą i mam w polu widzenia Lusha, obowiązkowo kupuję szampon. Do niedawna nie miały swoich odpowiedników w Polsce. Od niedawna Stara Mydlarnia zaczęła produkować podobne. Jak na razie u mnie w łazience rządzi jednak Lush.
Jeśli chodzi o balsamy, testuje różne, ale od lat wracam do Dream cream z Lush. Od lat wracam do tego balsamu jak bumerang. Coś więc w tym musi być... Lubię ten balsam. Bardzo lubię.
Kosmetyków, do których wracam jest oczywiście dużo więcej, ale dziś, to właśnie te wyżej wymienione wydawały mi się najważniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz