sobota, 15 września 2018

Pure Source cell sheet mask. Lemon - Missha

Muszę przyznać, że nie mam raczej szczęścia do maseczek w płachcie z firmy Missha. Albo drażni mnie ich zapach jak w przypadku maseczki Pure Source cell sheet mask. Shea Butter albo mam problem z ich rozłożniem jak w przypadku Pure Source cell sheet mask. Lotus Flower

Muszę przyznać że i maseczka cytrynowa niestety nie była wyjątkiem od reguły i nie byłam z niej zadowolona. Kupiłam ją głównie ze względu na działanie rozjaśniające i regulujące wydzielanie sebum. Niestety nie udało mi się zauważyć tego typu efektów. Ale o tym później... 

Na samym początku bardzo intensywnie odczułam zapach... kojarzący się nie tyle ze świeżością cytryny co bardziej zapachem cytrynowego płynu do naczyń lub wkładu do toalety. Powiedzmy, że skojarzenia zapachowe to bardzo indywidualna sprawa i kto inny może być w tym zapachu zakochany, ale jednak niesmak pierwszego wrażenia zostaje. 

Kolejny mankament to materiał. Jakiś dziwny, nie do rozłożenia dokładnie. Nie bardzo było wiadomo jak maseczkę rozłożyć żeby dopasować ją do nosa i oczu, równocześnie nie mając zachodzących na siebie grubych warstw na dole twarzy. 

Kolejnym minusem który widać porównując maseczki Misshy z maseczkami innych firm jest stosunkowo niewielka ilość płynu. 

Największym jednak minusem było to, że bardzo szybko zaczęła mnie szczypać skóra twarzy, co pomimo mojej bardzo wrażliwej skóry, właściwie nigdy się nie zdarza podczas używania masek.  

Podsumowując. Nie mam zbyt dobrych doświadczeń z maskami w płachcie z firmy Missha i dwa razy się zastanowię zanim znów wydam na nie pieniądze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...